Niewidzialnych istot tłumy sąsiadują z nami wszędzie...
Chyba każdy kiedyś marzył, by znaleźć się w świecie, w którym pod progiem chaty przemykają cichcem skrzaty-niebożęta, wśród leśnych drzew kryją się driady, w strumieniach wodne nimfy i utopce, a w wypróchniałych wierzbach na rozstajach dróg pomieszkują dobrotliwe diabły. Ten świat, utkany z baśni i wierzeń ludowych, ma wielką siłę przyciągania. Jest w nim magia. Jak w poezji Leśmiana, w której nawet Bóg staje się swojski, ludzki, trochę bezradny wobec swego Stworzenia i całego zamieszania, jakie wprowadza ono w Jego dobry, uporządkowany z początku świat.
W Zielonej godzinie ten wybitny artysta tak opisuje spotkanie człowieka ze Stworzycielem:
W parowie, pod leszczyny rozchełstanym cieniem,
Spadły z nieba bezwolnie wraz z poranną rosą –
Drzemie Bóg, w macierzankach poległy na wznak.
Do parowu rozkwita pod jego brzemieniem.
Biegnę tam, mokre trawy czesząc stopą bosą
Schylam się nad drzemiącym i mówię doń tak:
(...)
Tak doń mówię – i dłonią, wyciągniętą mężnie
Nad nim, jak nad zwaloną od uderzeń bramą,
Trafiam na jego ku mnie wyciągniętą dłoń!
I zgaduję – oczyma wodząc widnokrężnie –
Że on do mnie z parowu modlił się tak samo,
Jak i ja – nad parowem – modliłem się doń!...
Choć za każdym razem zachwyca mnie i uwodzi poezja Leśmiana, podobnie jak baśnie, mitologie różnych ludów i fantastyczne krainy wyczarowywane przez współczesnych twórców, nie chciałabym się znaleźć w takim świecie. Oprócz opiekuńczych, dobrotliwych istot zamieszkują go bowiem siły zła, których mimo wysiłków nie daje się ani oswoić, ani przechytrzyć. Diabeł pozostaje diabłem, choćby był sfrustrowany i głupi, i nosił swojskie imię. Boruta, Rokita czy Smętek zawsze będzie działał na niekorzyść człowieka i zwodził go na manowce.
Na szczęście Bóg również pozostaje Bogiem, choćby Go najwybitniejsi nawet twórcy strącili z niebios w głęboki leśny parów. I to On jest jedyną nadzieją dla człowieka. Nie ma bowiem wątpliwości, że otaczają nas tłumy niewidzialnych istot. I choć tak samo bezcielesne, nie są one ani tak bezradne, ani zagubione, jak w innym Leśmianowskim wierszu, Niewidzialni:
Niewidzialnych istot tłumy sąsiadują z nami wszędzie.
I kto kogo ujrzy pierwej? I kto komu duchem będzie?
Błąkają się między nami i po nocy, i o świcie –
I nie wiedzą, że to właśnie jest wzajemność i współżycie.
Oni o nas, a my o nich nic nie wiemy – tylko tyle,
Że bywają nagłe zmierzchy i przychodzą pewne chwile...
A łódź moja trwa u brzegu – ponad rzeki głęboczyzną –
I ta woda, co śni siebie – jest jej grobem i ojczyzną.
I ktoś bardzo wieloraki łodzią chwieje i kołysze –
A stwierdziłem wokół zieleń i stwierdziłem wokół ciszę...
(...)
Te duchy, dobre i złe, działają w rzeczywistości i niestety zamieszkują nie w rzecznych odmętach czy leśnym ustroniu, ale w samym człowieku. Skutki ich działania objawiają się w każdym ludzkim wyborze, w każdym słowie, myśli i czynie.
Kiedy wyobrażałam sobie świat rządzony przez dobre i złe bożki z kaszubskiej mitologii oraz grupę przypadkowych turystów wydanych na pastwę ich kaprysów, zachcianek i gier – trochę jak ludzi antyku zależnych całkowicie od humoru bogów na Olimpie – ogarnęła mnie zgroza. Świat magiczny, świat bez prawdziwego Boga przeraża. Dlatego moja książka musiała się skończyć tak, jak się skończyła.
O co tam w ogóle chodzi? Co się naprawdę zdarzyło?
Jest to opowieść o drodze człowieka do spotkania Bogiem. Prawdziwy Bóg objawia się na końcu, porządkuje chaos, przywraca ład, przebacza i wprowadza swoje nadrzędne prawo – miłość. Ten Bóg przenika wszystko, całe stworzenie, ale ma tylko jedną cechę wspólną z Leśmianowskim bogiem – tak jak on czeka w ukryciu, by to człowiek zrobił pierwszy krok i wyciągnął ku niemu dłoń.
W najbardziej dramatycznym momencie swego życia przynajmniej dwoje bohaterów „Najkrótszej nocy” spotkało Go w kaszubskim lesie. Magda odkryła na górze Rowokół Boga miłosiernego i odpuszczającego grzech, pochylającego się nad ludzką słabością, dającego kolejną szansę w zamian za szczery żal. Sławek nad jeziorem Gardno stanął twarzą w twarz z Bogiem miłosiernym i współczującym. Bogiem, który swoim własnym przykładem skłania skrzywdzonego człowieka do przebaczenia, by potem po wielokroć wynagrodzić mu doznane cierpienie.
To nie jest leśny bożek rodem z ludowych opowieści. On ma imię – Jezus Chrystus – i kiedyś oddał za nas wszystkich życie.