Od nienawiści do miłości

Od nienawiści do miłości - dlaczego powstała książka

Podczas jednego z moich pierwszych wyjazdów do Niemiec, pod koniec lat 90., zdarzyło mi się wysłuchać niesamowitej historii. Przypadkowy towarzysz podróży, pięćdziesięciolatek pochodzący ze Śląska, zwierzył mi się, że jest dzieckiem Polki i Niemca, który krótko po wojnie wyemigrował na Zachód. Aby zabić nudę długich godzin spędzanych w pociągu, opowiedział mi szczegóły tej historii. Do dziś bardzo dobrze je pamiętam.

Nikt nie powiedział mu prawdy

O swoim pochodzeniu mężczyzna ten nie wiedział aż do chwili, gdy upadł komunizm i jego nieznany ojciec po wielu latach wybrał się z wizytą sentymentalną do Polski. Wówczas to, od starych ludzi ze swojej wioski, którzy go jeszcze kojarzyli, usłyszał, że ma syna. Wcześniej informacja ta nigdy do niego nie dotarła, gdyż kobieta, z którą był związany, odmówiła opuszczenia kraju, a po jego wyjeździe nigdy nie odpowiedziała na listy. W czasie, gdy doszło do wspomnianych zdarzeń, już zresztą nie żyła. Było to odkrycie szokujące. Jak się okazało po odnalezieniu syna – szokujące dla obu stron, gdyż także mój towarzysz podróży nie wiedział nic o swoim biologicznym ojcu. W chwili, gdy spotkaliśmy się w przedziale, jechał właśnie z pierwszą wizytą do Niemiec i miał poznać swoją nowo odkrytą rodzinę – macochę i jej dzieci.

Scenę tę, mniej lub bardziej dokładnie, odtworzyłam w powieści „Pokochałam wroga”.

To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci ze zwierzeń przygodnego towarzysza podróży to fakt, że nie miał pretensji do swojej matki, która zataiła przed nim prawdę, ani do biologicznego ojca, który – w nieświadomości – długie lata nie interesował się losem swojej dawnej ukochanej oraz dziecka. Jedyne słowa zarzutu padły pod adresem społeczności, w której dorastał ów mężczyzna. Ludzie ci, znając prawdę – bo przecież po roku 89 podzielili się nią z przybyszem z Zachodu – nie zdradzili wcześniej chłopcu, że jego prawdziwy ojciec żyje gdzieś w dalekim świecie. Być może szanowali wolę matki, która postanowiła definitywnie zamknąć ten rozdział swojego życia i już do niego nie wracać. Mój rozmówca jednak tak tego nie odbierał. Sąsiedzi byli w jego oczach biernymi, milczącymi świadkami krzywdy, jaka działa się mu przez całe dzieciństwo. Chłopiec był bowiem prześladowany przez swojego ojczyma i nie wiedział, za co cierpi. Nikt z bliskich – ani z obcych – mu tego nie uświadomił. Nikt nie zareagował.

Dlaczego?

Mogę to sobie wytłumaczyć tylko w jeden sposób. Było to po wojnie – i chyba jest aż do teraz – narodowe tabu.

Gdy zaczęłam szukać informacji i więcej czytać na ten temat, okazało się, że problem nie dotyczy tylko Polski. Na wielką skalę istnieje we Francji, ale także w innych krajach zachodniej Europy oraz na terenach dawnego Związku Radzieckiego. Niektórzy badacze szacują, że na świecie żyje około dwóch milionów dzieci poczętych z niemieckich ojców, którzy na rozkaz Hitlera wyruszyli w roku 1939 na podbój tego świata. Co ciekawe, w innych krajach istnienie tzw. „dzieci Wehrmachtu” jeszcze do niedawna było również tabu, którego nie tykali nawet historycy. We Francji przełamało go dopiero wydanie w roku 2005 książki „Enfants maudits” („Przeklęte dzieci”), której współautorami są Francuz Jean-Paul Picaper i Niemiec Ludwig Norz.

Najwyższa cena

Wróćmy jednak na naszą ziemię, tak mocno naznaczoną bliskim sąsiedztwem z Niemcami.

Wydawać by się mogło, że z powodu historycznych uwarunkowań intymne związki między przedstawicielami obu narodów nie były możliwe. A jednak istniały. Świadczą o tym nie tylko źródła archiwalne, wzmianki w pamiętnikach z tamtych lat, ale także historie rodzinne w kręgu bliższych i dalszych znajomych. Wiem o kilku przynajmniej polsko-niemieckich małżeństwach z czasów tuż po wojnie, z których dzieci osiągnęły już wiek emerytalny, a wnukowie i prawnukowie rozmawiają ze swoimi dziadkami w dwóch językach. Wiem też, że rozmowy te nie są łatwe. Przeszłość ciągle jeszcze bardzo boli. Mimo to powiedzieć można, że mieli oni w życiu dużo szczęścia. W czasie II wojny światowej często za taką miłość płaciło się życiem.

W roku 2004 w niemieckiej telewizji WDR obejrzałam film dokumentalny pt. „Liebe in Zeiten des Terrors” („Miłość w czasach terroru”), który zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Autorami byli Polacy, ale wyprodukowany został przy współudziale telewizji niemieckiej. Podstawą do nakręcenia tego dokumentu stało się czterominutowe nagranie z roku 1941, przedstawiające scenę „karania” dwojga winnych przestępstwa Rassenschande, czyli pohańbienia rasy.


Archiwalne zdjęcie – Gerhard i Bronia
Na zdjęciu: Gerhard i Bronia, źródło: Newsweek Polska

Rzecz działa się na Śląsku Opolskim, a bohaterami tego wstrząsającego zajścia byli: polska robotnica przymusowa Bronia oraz miejscowy chłopak, Gerhard Greschok, oboje pracujący w gospodarstwie rodziny Alderów w Ścinawie Nyskiej. Prócz nich widać na filmie tłumek gapiów oraz osoby dokonujące samosądu. Dwojgu młodym, oskarżonym o utrzymywanie intymnych kontaktów, ogolono głowy – pozostawiając tylko tzw. świńskie ogonki, po czym oboje, w towarzystwie muzykantów, poprowadzono na posterunek policji. Na piersiach mieli tablice z napisami: „Jestem polską świnią” i „Jestem niemieckim zdrajcą”. Szesnastoletnia dziewczyna, dla większego upokorzenia, odziana została w parciany worek. Polski reżyser Marek Tomasz Pawłowski, którego ten archiwalny film - odnaleziony po wojnie na Słowacji - bardzo zainteresował, przez trzy lata odwiedzał okolicę, poszukując świadków tamtych wydarzeń. Udało mu się zidentyfikować chłopaka, mieszkańca Ścinawy Małej, oraz odkryć jego dalsze losy. Nazwiska Broni jednak nie ustalił i nie wiadomo też, co się z nią potem stało (1).

Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem, polskie kobiety romansujące z Niemcami były zsyłane do obozów koncentracyjnych lub (jak np. w Kraju Warty) zmuszane do pracy w domach publicznych dla niemieckich żołnierzy, polscy mężczyźni wykazujący zainteresowanie Niemkami – najczęściej traceni.

Więcej takich przypadków, zaistniałych wśród polskich robotników przymusowych w Niemczech, opisano m.in. w artykule „Hańba rasowa – zakazane romanse” na portalu Focus Historia (2). Przytoczono w nim historię Juliana Majki, 28-letniego wdowca, powieszonego w kwietniu 1941 w bawarskiej wiosce Michelsneukirchen za związek z niemiecką kobietą, która zaszła w ciążę. W archiwach Gestapo zachowała się informacja, że wobec Majki rozważano możliwość zniemczenia, jego wygląd odpowiadał bowiem „aryjskim” standardom, a mężczyzna chciał poślubić swoją sympatię. Urzędnicy zadecydowali jednak inaczej, skazując go na śmierć, wyrok zaś wykonano przykładowo, sprowadzając na miejsce egzekucji innych pracujących w okolicy Polaków.


egzekucja Juliana Majki
Na zdjęciu: egzekucja Juliana Majki, źródło: Focus Historia

Dziecko Majki, poczęte w tym związku, wychowywane było potem przez niemieckich dziadków. Dopiero po śmierci matki mężczyzna ten otrzymał od wujka zdjęcie swego ojca, a o historii rodziców dowiedział się przypadkiem w roku 2003 z audycji radiowej.

– Szacuje się, że w sumie w Trzeciej Rzeszy odbyło się około siedmiuset takich egzekucji robotników przymusowych z Polski i Związku Sowieckiego  – powiedział „Focusowi Historia” Thomas Muggenthaler, autor wydanej w Niemczech książki „Zbrodnia: miłość” („Verbrechen Liebe”).

Koniec mitu „czystego Wehrmachtu”

Niemieccy autorzy nie od dziś zajmują się problemem wojennych romansów oraz dzieci urodzonych z takich związków. Powstają książki na ten temat, poruszają go też massmedia. Ukuto nawet kilka terminów dla określenia dzieci poczętych w wojennych warunkach. Podczas gdy ogólne pojęcie „Kriegskinder” dotyczy wszystkich takich dzieci, to stworzone niedawno określenie „Wehrmachtskinder” odnosi się już tylko do potomstwa żołnierzy Wehrmachtu stacjonujących w podbitych krajach, zaś „Besatzungskinder” – do potomstwa Niemek, spłodzonego przez obcych żołnierzy w późniejszych strefach okupacyjnych Niemiec.

Do intymnych relacji między przedstawicielami narodów dochodziło bowiem na terenie Niemiec, przez które w latach czterdziestych przeszła fala robotników przymusowych, a potem wojsk okupacyjnych, a także – wbrew temu, co się utrzymywało w oficjalnej propagandzie przez długie powojenne lata – w krajach podbitych przez Trzecią Rzeszę. Oczywiście były to zbliżenia nie tylko dobrowolne. Od dawna mówi się otwarcie o gwałtach, dokonywanych na niemieckich kobietach przez czerwonoarmistów – jest to problem dobrze zbadany i udokumentowany. Głównym źródłem informacji o skali zjawiska były dla historyków przypadki zgłoszone w szpitalach celem przeprowadzenia aborcji (było ich dwa miliony). Jednak od pewnego czasu prowadzi się również badania nad przemocą seksualną, jakiej dopuszczali się na terenach okupowanych żołnierze Wehrmachtu, SS oraz tzw. Einsatzgruppen – oddziałów specjalnych działających na tyłach frontu. Tu źródła są dużo uboższe. Wbrew rasistowskim ustawom, zakazującym mieszania krwi, do zbrodni na tle seksualnym dochodziło często, przypadki te z reguły nie były jednak nigdzie zgłaszane, a sprawcy mieli poczucie pełnej bezkarności. Długo też pokutował po wojnie mit „szlachetnego” czy „czystego” Wehrmachtu, który nie skalał się tego typu przemocą. Do dziś można trafić w Internecie na niemieckie strony, które tę legendę – zupełnie nieprawdziwą – starają się podtrzymać. Rozprawia się z nią niemiecka historyk Regina Mühlhäuser, autorka wydanej w roku 2010 książki ”Eroberungen. Sexuelle Gewalttaten und intime Beziehungen deutscher Soldaten in der Sowjetunion 1941-1945” (“Podboje. Seksualne przestępstwa i intymne związki niemieckich żołnierzy w Związku Radzieckim w latach 1941-1945”). Porusza w niej problem nie tylko gwałtów dokonywanych przez Wehrmacht i SS na miejscowych kobietach , ale także zbrodni seksualnych, towarzyszących akcjom rozstrzeliwania Żydów (3). Ich ofiarami padali również mężczyźni.

Forsowna nauka języka

Jak jednak świadczą liczne źródła i wspomnienia z tego okresu, prócz przemocy seksualnej kwitły w czasie wojny także przelotne flirty i miłostki, jak również – choć dużo rzadziej – prawdziwa miłość. Dotyczyło to całej Europy, przez którą w latach 1939-1945 przewinęło się około 18 milionów młodych Niemców w mundurach Wehrmachtu.

Choć związki Niemców z kobietami na ziemiach podbitych były zakazane przez państwo nazistowskie i uznawane za przestępstwo, w rzeczywistości dochodziło do nich już od pierwszych dni wojny.

Wszędzie widzi się rozpanoszone żołdactwo, które na każdym kroku daje odczuwać swoją brutalną przewagę – pisał w pamiętnikach pod datą 31 października 1939 r. profesor Odo Bujwid (4).  – Mnożą się także przykłady podlizywania się nowym władzom. Widzi się kobiety spacerujące pod rękę z żołnierzami – nauka języka forsowna – dodawał sarkastycznie.

Świadectwem tamtych czasów są chociażby zdjęcia, które przywozili ze sobą lub wysyłali do domów niemieccy żołnierze, ich listy, wspomnienia wojenne, a także ocalałe w archiwach świadectwa uznania ojcostwa urodzonych z takich związków dzieci.

Niemiecka historyk Maren Röger, która przez kilka lat badała polskie i niemieckie archiwa, a rezultaty swojej pracy opublikowała ostatnio w książce „Kriegsbeziehungen. Intimität, Gewalt und Prostitution im besetzten Polen 1939 bis 1945” („Wojenne związki. Polki i Niemcy podczas okupacji”, Wyd. Znak 2016), w wywiadzie udzielonym dla portalu Do Rzeczy – Historia stwierdza, że w pierwszym okresie okupacji częsta była nie tyle przemoc seksualna, co dobrowolne kontakty między Niemcami a Polkami (5).

- Kobiety dość często wchodziły w przelotne związki z niemieckimi żołnierzami. Ze wspomnień z tego okresu wynika, że zarówno Niemcy, jak i Polki traktowali to jak coś w rodzaju przygody.

I dalej rozwija tę myśl:

- W bardzo wielu niemieckich raportach wojskowych z kampanii wrześniowej i pierwszego okresu okupacji oraz w późniejszych meldunkach polskiego podziemia przestrzegano przed fraternizacją oraz apelowano o trzymanie dystansu. Sam fakt, że obydwie strony zwracały na to tak dużą uwagę, świadczy o tym, że zjawisko było dość powszechne. Potwierdzają to wspomnienia z tamtego okresu.

Na pewno orzeźwieniem dla osób szukających przygód było szybkie nasilenie terroru okupacyjnego. Natomiast przez ogół społeczeństwa współżycie z Niemcami od początku uznane zostało za przejaw kolaboracji. Nazwiska kobiet, które takie związki utrzymywały, drukowane były w podziemnym Biuletynie Informacyjnym. Ostrzegano je najpierw i nakłaniano do zakończenia relacji. Gdy to nie nastąpiło, mogło dojść do wymierzenia kary cielesnej (bicie pasem po pośladkach) bądź też ostrzyżenia głowy. W ostateczności, gdy prócz utrzymywania intymnych relacji panie popełniały zdradę, tj. działały na niekorzyść narodu polskiego lub żydowskiego – skazywane były przez sąd Polskiego Państwa Podziemnego na karę śmierci. Nierzadkie były jednak i takie przypadki, że podziemie wykorzystywało kobiety posiadające dojścia do wysokich urzędników niemieckich, funkcjonariuszy policji czy wojskowych jako swoje źródła informacji. Były one wówczas pod ochroną i do ich zadań należało dalsze utrzymywanie intymnej relacji.

Anna Czocher, historyk, autorka książki „W okupowanym Krakowie” przytacza odnalezioną w archiwach IPN wypowiedź jednego z mieszkańców miasta, aresztowanego i osadzonego w więzieniu Montelupich:

Uratował mnie fakt dotarcia moich rodziców do jednej pani Polki, która była sympatią gestapowca (…) pracując równocześnie dla AK.

„Zakochany Niemiec”

Najbardziej zdumiewające świadectwo tego, że w warunkach wojennych na terenie Polski mogła się jednak narodzić prawdziwa miłość pomiędzy przedstawicielami śmiertelnych wrogów, znalazłam we wspomnieniach Marii i Mieczysława Mariańskich (6). Opisują oni historię Katii Grubner, Polki żydowskiego pochodzenia, którą w roku 1943 sprowadzili do Krakowa.

Miała fałszywą kenkartę, wyglądała jak Niemka, blondynka z niebieskimi oczyma. Znała świetnie język, bo mieszkała przed wojną w Bielsku i uczyła się niemieckim gimnazjum. Miała dużo pewności siebie. Jej losy po stronie aryjskiej potoczyły się dziwnymi drogami (…)

Znalazła sobie posadę niemieckiej stenotypistki i jakiś czas pracowała w biurze handlowym. Ale mimo odwagi i dużego tupetu przestraszyła się trochę, gdy rozpoznał ją tam jakiś Niemiec z Bielska.

– Pani, zdaje się, kuleje trochę na aryjskość – zażartował pewnego dnia.

Katia znalazła z ogłoszenia w niemieckiej gazecie posadę w Skarżysku-Kamiennej. Długo nie mieliśmy od niej wiadomości, ale swój adres nam przysłała (…)

Po powrocie do Krakowa znowu urządziła się na posadzie w jakimś niemieckim biurze (…) Miała przyjaciela Niemca, pięknego chłopca, członka niemieckiej orkiestry filharmonicznej. Filharmonia, złożona tylko w części z Polaków, działała w Krakowie i koncertowała w mieście i na wyjazdach. W jakich warunkach poznała Katia tego Niemca, nie wiem. Z jej zwierzeń wynikało, że był w niej zakochany, nie wiedząc naturalnie, że jest Żydówką, i demonstrował to wobec Niemców w biurze, gdzie pracowała. Przedstawiał ją jako swoją narzeczoną, a nawet uzyskał dla niej pozwolenie wyjazdu do Niemiec, żeby ją przedstawić swojej rodzinie. Musiała w tym celu stawić się na gestapo, gdzie załatwiono jej wszystkie potrzebne do podróży dokumenty. Nie ulękła się tej kontroli, pewna opieki swego protektora, i rzeczywiście odbyła tę podróż. Potem czuła się już zupełnie pewnie i to tak dalece, że gdy jej Niemiec wyjechał na kilka dni z orkiestrą, zaproponowała, żebym przyszła do ich wspólnego mieszkania posłuchać audycji angielskiego radia – wspomina Maria Hochberg-Mariańska.

Kiedy latem 1944 roku rozpoczęła się pospieszna ewakuacja niemieckich urzędników i ich rodzin z Krakowa – tego czysto niemieckiego miasta według nomenklatury gubernatora Franka – razem z filharmonią i zakochanym Niemcem znikła i Katia, bez słowa pożegnania i bez śladu. Jesteśmy przekonani, że żyje gdzieś w Niemczech jako matka niemieckich dzieci (…) Na zakończenie tej historii należy chyba zaznaczyć, że ta chęć życia w przypadku Katii nie była połączona z jakąkolwiek współpracą z Niemcami na szkodę Żydów czy Polaków.

We wspomnianym wyżej opracowaniu dotyczącym życia codziennego ludności cywilnej w okupowanym Krakowie, Anna Czocher sygnalizuje istnienie związków między Niemcami i Polkami, choć z zastrzeżeniem, że wymagają one osobnych badań:

 Długotrwałe pozostawanie Niemców w Krakowie i wiele pól styczności z młodymi Polkami (pracowały w administracji, firmach pozostających pod nadzorem okupanta, sklepach, restauracjach i zakładach usługowych) powodowało, że pomimo oficjalnej segregacji rasowej rodziły się pomiędzy nimi uczucia. Wydaje się, że nie były to przypadki jednostkowe, choć skalę zjawiska trudno określić. Pobrzmiewające we wspomnieniach, a także w prasie konspiracyjnej stwierdzenia, że „porządne Polki nie zadają się z Niemcami”, niekoniecznie przekładały się na rzeczywistość.

Anna Czocher, badaczka historii II wojny światowej, powołuje się na przykład siostry Adama Kamińskiego, autora „Diariusza podręcznego 1939-1945”, wydanego przez IPN w roku 2001. Młoda kobieta, nazywana przez brata pieszczotliwie Maryśką, pracowała w czasie wojny w hurtowni spożywczej Trunkenpolz i S-ka przy ulicy Berka Joselewicza w Krakowie. Jej przedsiębiorczości i kontaktom zawdzięczała niezbyt zaradna rodzina Kamińskich w miarę znośne przetrwanie czasu okupacji. Jak pisze Adam Kamiński pod datą 25.9.1942, w czasie jednej z wizyt „po pomidory” odkryłem przypadkowo, że nasza panna Maryśka flirtuje z Blochem. Powiedziałem jej od razu, co o tym myślę. To się musi skończyć. Rozmówię się jeszcze z nią i z nim, jeśli będzie trzeba (…)

Następnego dnia zaś notuje:

Wieczorem generalna rada familijna w sprawie Maryśki, w jej obecności. Przemawialiśmy wszyscy, usiłując wybić jej z głowy niedorzeczne pomysły. Czy uzyskaliśmy coś, nie wiem, bo wywody nasze przyjęła milczeniem. Po raz nie wiadomo który przekonywam się, że kobiety są nieobliczalne. Żadna logika zdaje się ich nie obowiązywać. Rozmowa wynikła oczywiście wskutek tego, że sama wyspowiadała się przed Antkiem (drugi brat) i upoważniła go do zakomunikowania starym, że jest „zakochana”. Sam zamierzałem to obgadać z nią w cztery oczy. Skoro jednak upubliczniła całą historię, trzeba było przeprowadzić dyskusję zbiorową.

W dalszej części „Diariusza” nie ma już mowy o romansie, ze wstępu do książkowego wydania tego źródła, autorstwa Anny Palarczykowej i Janiny Stoksik, można jednak wnosić, że Maria Kamińska poślubiła swoją wojenną miłość i przyjęła podwójne nazwiko: Kamińska-Blochowa. O tym, że jej ukochany nie był rodzinie całkiem obcy, a nawet był osobą zaprzyjaźnioną, świadczą wzmianki w pewnych miejscach „Diariusza”, np. o wizycie „Józka Blocha” na imieninach ojca Kamińskich (7).

Ostrzeżona czy ostrzyżona?

Najczęściej kobiety utrzymujące zakazane kontakty z Niemcami były bardzo surowo osądzane przez społeczeństwo. Edward Kubalski, autor pamiętnika z czasów wojny, wydanego pt. „Niemcy w Krakowie”, zanotował pod datą 18.10.1943 jako ciekawostkę:

W Dębicy dwie panny (jakieś urzędniczki) Polki za zbytnie czułości dla Niemców ogolono tak, że musiały w turbanach na głowie wyjeżdżać z miasteczka (podobnie jak to kiedyś przytrafiło się w Warszawie artystce Malickiej).

Dla sprostowania tylko dodam, że Maria Malicka nie została podobno ogolona. Tak pisze na ten temat Jerzy Dziatłowicki w artykule „Życie na niby czy życie surowo wzbronione”:

 „Biuletyn Informacyjny” zamieścił wiadomość, że Maria Malicka została ostrzyżona przez podziemie. Taką karę stosowano wobec jawnych kolaborantek. Maria Marynowska pamięta, że po przeczytaniu tej wiadomości pobiegła do teatru, gdzie grała razem z Malicką i zobaczyła wchodzącą do budynku gwiazdę, wyjątkowo bez kapelusza, z nienaruszoną fryzurą. Okazało się, że do biuletynu wkradła się literówka. Miało być „ostrzeżona” a wyszło „ostrzyżona”! (8)

Tej wybitnej aktorce miano za złe, że część swojego domu na Mokotowie odnajęła niemieckim oficerom, uczestniczyła w zakrapianych imprezach z udziałem członków Gestapo, zaś Wehrmacht miał jej pomagać w przeprowadzce i wywożeniu mebli w przeddzień wybuchu  powstania warszawskiego. Za to, a także za występowanie w kolaboracyjnych teatrzykach warszawskich, odpokutowała po wojnie, pomimo tłumaczeń, że dzięki swoim kontaktom udało się jej wyciągnąć z Auschwitz męża, aktora Zbigniewa Sawana.


Ina Benita
Na zdjęciu: Ina Benita, fot. B. J. Dorys, źródło: Polona

Konkretne i uzasadnione były zarzuty wobec innej polskiej gwiazdy (żydowskiego pochodzenia), Iny Benity. Ona także wbrew zakazom podziemia występowała na scenie, utrzymywała liczne kontakty z Niemcami, a co więcej, uległa czarowi austriackiego oficera Otto Havera, z którym rozpoczęła wspólne życie.

Oboje zapłacili za ten związek wysoką cenę – po wykryciu tajemnicy pochodzenia Iny, Haver został wysłany na front wschodni, ona zaś aresztowana i osadzona na Pawiaku. W więziennym szpitalu przyszedł na świat ich syn, Tadeusz. W przeddzień powstania Ina została z niemowlęciem wypuszczona na wolność, ale nie udało się jej opuścić miasta. Według świadków, dziecko zmarło z wyczerpania, a Ina Benita najprawdopodobniej zginęła wkrótce potem (9). Otto Haver zaginął na Wschodzie.  Do dziś krążą jednak legendy na temat ich cudownego ocalenia i późniejszego szczęśliwego życia w Wiedniu bądź Brazylii.

Zarówno przemoc seksualna, jak i romantyczne historie miłosne, stanowiły dwa ekstrema polsko-niemieckich kontaktów intymnych, w wyniku których mogły zostać poczęte dzieci. Pomiędzy nimi mieści się jeszcze bardzo szerokie spektrum innych postaw i podstaw do współżycia. Prawdopodobnie najczęściej związki te oparte były z obu stron na podejściu pragmatycznym. Niemieccy przybysze usiłowali stworzyć sobie w okupowanym kraju jak najbardziej przyjazne i wygodne warunki prywatnego życia, często – jeśli byli żonaci – było to ich „drugie życie”. Polskie kobiety – w wielu wypadkach pozbawione mężów czy narzeczonych, którzy znaleźli się w niewoli albo na emigracji, zmuszone samodzielnie utrzymać rodziny stojące na skraju nędzy lub wręcz śmierci głodowej – szukały protektorów.

Jeśli weźmie się pod uwagę niezwykle trudną sytuację aprowizacyjną na terenie Polski – zgodnie z polityką biologicznego wyniszczenia, prowadzoną przez gubernatora Hansa Franka, Polacy mieli poprzestawać na minimalnych racjach żywnościowych, nie dających im szans przetrwania – wybory moralne tych kobiet przestają budzić bezwzględne oburzenie. Taki pogląd reprezentuje także prof. Maren Röger, wspomniana wcześniej badaczka tego rozdziału naszej wspólnej historii. Opisuje ona w swojej książce m.in. zjawisko Überlebensprostitution – prostytucji bytowej, do której zostało zmuszonych wiele kobiet z powodu nieludzkich warunków egzystencji, stworzonych celowo dla Polaków przez władze Generalnego Gubernatorstwa (10).

Ratowanie życia

Podobnie było na podbitych terenach dawnego Związku Radzieckiego, gdzie – prócz tego, że kwitły niekontrolowane związki między Niemcami a miejscowymi kobietami – zorganizowana została także gęsta sieć oficjalnych domów publicznych dla żołnierzy Wehrmachtu. Regina Mühlhäuser, wspomniana wcześniej niemiecka historyk i autorka książki „Eroberungen…” („Podboje…”) podaje fakt, że aż 85 proc. kobiet, które w ukraińskiej Połtawie zmuszone zostały do pracy jako wojskowe prostytutki, było przed jej podjęciem jeszcze dziewicami, co wykazało badanie lekarskie (11). Często były to kobiety przysłane przez Urząd Pracy, porwane z kin bądź kawiarni, a także pojmane w ulicznych łapankach. Zdarzało się jednak i tak, że zgłaszały się same. Szczególnie wśród młodych kobiet zajęcie to budziło mniejsze przerażenie niż groźba wywózki na roboty do Rzeszy.

Poddanie się woli mężczyzny, który reprezentował władzę i mógł decydować o życiu i śmierci, miało niekiedy decydujące znaczenie dla przetrwania. Dotyczyło to szczególnie Żydówek. Niestety, jak można przypuszczać, w większości przypadków były to złudne nadzieje. Regina Mühlhäuser przytacza w swojej książce o przemocy seksualnej, której dopuszczali się niemieccy żołnierze na zajętych terenach ZSRR, następujące zeznanie świadka z tamtych czasów:

Byłem w kwaterze SS. W pokoju leżał na łóżku esesman, bez munduru, ale w spodniach. Koło niego, to jest na brzegu łóżka, siedziała młoda, bardzo ładna dziewczyna i zobaczyłem, jak pogłaskała esesmana po podbródku. Słyszałem też, jak dziewczyna powiedziała: - Franz, nie zastrzelisz mnie!

Dziewczyna była jeszcze bardzo młoda i mówiła niemieckim zupełnie bez akcentu. (…)

Zapytałem esesmana, czy ta dziewczyna (…) naprawdę zostanie zastrzelona. Esesman mi odpowiedział, że wszyscy Żydzi zostaną zastrzeleni, nie ma tu żadnych wyjątków. (…)

Esesman powiedział coś w tym rodzaju, że to jest gorzkie. Czasem mają sposobność, żeby  przekazać te dziewczyny innym plutonom egzekucyjnymi, najczęściej jednak nie ma już na to czasu i muszą to zrobić sami (12).

Przejmującym świadectwem poświęcenia jest dla mnie historia Ireny Gut Opdyke, odznaczonej medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, opisana przez nią w książce „Ratowałam od Zagłady”. Młoda wówczas Polka, podobnie jak jej cztery siostry, najbardziej bała się umieszczenia w niemieckim domu publicznym. Pojmana w łapance, została przydzielona do pracy w fabryce amunicji w Radomiu. Tam dostrzegł ją 70-letni major Eduard Rügemer i dał jej pracę w niemieckim hotelu, a potem zabrał wraz ze sobą do Tarnopola, powierzając jej m.in. opiekę nad własnym gospodarstwem.

W piwnicy zajmowanej przez niego willi ukrywała Irena dwunastu Żydów, którymi już wcześniej opiekowała się podczas wspólnej pracy w pralni i którym ocaliła życie w chwili „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Kiedy kryjówka została wykryta przez Rügemera, chcąc uratować siebie i swoich podopiecznych, Irena zgodziła się na intymną relację ze swym protektorem, której – jak wiedziała – ten bardzo pragnął. Podczas ucieczki przed zbliżającą się Armią Czerwoną Rügemer zabrał Irenę ze sobą, udało się jej jednak po drodze uciec. Wszyscy Żydzi, którymi się opiekowała przeżyli, w ukryciu narodziło się też dziecko. Po latach twierdziła, że zostanie kochanką majora było niewielką ceną za uratowanie dwunastu istnień ludzkich.

Tak więc, jak wskazują to i podobne świadectwa, rasistowskie zakazy mieszania krwi obowiązywały, a życie toczyło się swoją drogą. W maju 1943 roku na spotkaniu najwyższych rangą funkcjonariuszy państwa nazistowskiego nie ukrywano, że na Wschodzie prawie każdy Waffen-SS-Führer utrzymuje intymną relację z Polką lub inną kobietą „niższej rasy”. Przeprowadzono nawet wstępne szacunki dotyczące potomstwa, którego można się z takich związków spodziewać, gdyż – jak stwierdził Generaloberst Rudolf Schmidt dowódca 2. Armii Pancernej – „współżycie nie pozostaje bez konsekwencji” (13). Miało być tych dzieci nawet półtora miliona… rocznie.

Przeklęte matki i ich dzieci

Los matek tych dzieci, a także w ogóle kobiet utrzymujących stosunki z Niemcami, był okrutny. Żołnierze radzieccy, którzy dostali się do niemieckiej niewoli, po powrocie z niej traktowani byli przez Stalina jak zdrajcy. Sowiecki dyktator nie zmienił zdania nawet gdy spotkało to jego własnego syna. Jak więc mogły być potraktowane kobiety dobrowolnie bratające się z wrogiem?

Raport o nastrojach w Charkowie niemieckiej służby wywiadowczej donosił:

Oddziały frontowe NKWD zastrzeliły 4 tysiące mieszkańców, pośród nich wiele dziewcząt, które zadawały się z niemieckimi żołnierzami, szczególnie jeśli były w ciąży. Wystarczyło 3 świadków, by te dziewczyny zostały przez NKWD zlikwidowane. Ludzi ci grozili też, że prawdziwa czystka nastąpi dopiero po wkroczeniu regularnego NKWD (14).

Rozprawa z kobietami, które oskarżano czasem o zdradę, czasem o przestępstwo nazwane przez Francuzów „kolaboracją horyzontalną”, następowała na wszystkich terenach, z których wycofywały się wojska Trzeciej Rzeszy. Poruszające świadectwa upokorzeń i hańby pochodzą z zachodu Europy – Francji, Danii, Norwegii, Holandii. „Niemieckie zdziry” były publicznie piętnowane, golono im głowy, malowano na twarzach i ciele swastyki, a potem przepędzano je w tym stanie przez ulice miast. Padały często ofiarą gwałtów. Był też np. we Francji kilkumiesięczny okres, gdy skazywano je prawomocnym wyrokiem za „kolaborację horyzontalną” i odbywały karę więzienia.

Równie tragiczny był los dzieci poczętych w takich związkach – niekochanych, publicznie napiętnowanych bądź też pozbawionych tożsamości, oddawanych często do sierocińców lub adopcji. Kilkanaście takich przypadków opisali we wspomnianej książce „Enfants maudits” („Przeklęte dzieci”) francuski dziennikarz Jean-Paul Picaper, wespół z Ludwigiem Norzem, pracownikiem punktu informacji o osobach związanych z Wehrmachtem w Berlinie. Opracowanie to ukazało się w 60. rocznicę zakończenia II wojny światowej, a przełamanie utrzymującego się przez długie lata narodowego tabu spowodowało zalew wniosków z Francji o udzielenie informacji we wspomnianym biurze (15).   


Na zdjęciach: francuskie kobiety ogolone po wyzwoleniu za utrzymywanie kontaktów z Niemcami; źródło: http://programm.orf.at/?story=14926

Dotyczy to jednak niemal wszystkich krajów zachodniej Europy. Dzieci niemieckich okupantów i miejscowych kobiet były stygmatyzowane, a tajemnica pochodzenia odbiła się na ich dalszych losach. Międzynarodowa grupa badaczy przeprowadziła w roku 1997 i 2003 ankiety wśród potomków niemieckich żołnierzy w Norwegii, Danii i Holandii. Z odpowiedzi wynika, że nawet nie wiedząc, kto był ich prawdziwym ojcem, dzieci te odczuwały różnicę w traktowaniu siebie oraz rodzeństwa, które później okazywało się przyrodnie. Nie mogły też pojąć dlaczego ojciec (potem: ojczym) nie może ich ścierpieć. W niektórych przypadkach także matki przenosiły na dziecko złość i rozpacz z powodu swojego nieszczęsnego położenia. Prawie jedna czwarta przebadanych w Danii respondentów, nie wiedząc wcześniej o swoim pochodzeniu, miała podejrzenia, że są tzw. dziećmi wojny (16).

Jak było w Polsce?

– W innych krajach często się zdarzało, że dzieci z takich związków spotykały się z aktami agresji – stwierdza Maren Röger w wywiadzie udzielonym dla portalu Historia Do Rzeczy. – W Polsce jednak raczej się to nie zdarzało, być może dlatego, że w powojennym chaosie bardzo wiele kobiet zmieniło miejsce zamieszkania. Nikomu nie opowiadały o swojej przeszłości. To bardzo bolesne sprawy. Znam przypadki ludzi z takich związków, którzy do dziś ukrywają przed otoczeniem to, że ich ojcowie byli Niemcami (17).

Ci, którzy tego nie mogli lub nie chcieli ukrywać, doznawali wielkich upokorzeń. W jednym z odcinków serialu historycznego „Wojenne Love Story”, emitowanego przez kanał Discovery Historia, Ewa Waldek, urodzona w Krakowie ze związku małżeńskiego swojej matki Polki z niemieckim lekarzem, wspomina mimochodem, że po wojnie na ulicach Krakowa rzucano za nią kamieniami. Gert Eid opowiada, jakich szykan doznawał w rodzinnej wiosce przez całe dzieciństwo z powodu tego, że był „polskim bękartem”. Mimo to nie wyparł się tożsamości i nigdy nie zaprzestał poszukiwań swojego ojca, robotnika przymusowego z Polski, który po wojnie z nieznanych mu przyczyn opuścił matkę. Ze łzami wyznaje, jak bardzo go przez całe życie potrzebował – i nadal pragnie go spotkać (18).

Poszukiwanie korzeni

Jak szacuje niemiecka dziennikarka i autorka książek Ebba Drolshagen, na świecie żyje obecnie kilkaset tysięcy, może nawet milion osób, poczętych w różnych państwach Europy przez żołnierzy w służbie Trzeciej Rzeszy (19). Inni badacze zwiększają ich liczbę nawet do dwóch milionów. Jeszcze do lat 50. ubiegłego wieku poruszano ten problem m.in. w niemieckich artykułach prasowych, potem jego istnienie wyparto ze zbiorowej pamięci. Dopiero od niedawna temat zaczął pojawiać się w mediach na nowo – a to za sprawą samych „dzieci Wehrmachtu”. Zaczęło się to w roku 1986, gdy w Norwegii po zmianie przepisów prawa udostępniono do wglądu archiwa dotyczące dzieci urodzonych w czasie wojny z ojców niemieckiego pochodzenia (20).

Winfred S. był zupełnie na to nieprzygotowany, gdy przed dwoma laty zadzwonił jego telefon i jakiś męski głos na drugim końcu w dość skostniałym niemieckim wyjaśnił, że nazywa się Arne T., dzwoni z Narviku i jest jego przyrodnim bratem. Winfred S. miał wątpliwości, gdyż niedawno zmarły ojciec nigdy nie wspominał o norweskim synu. Ale Arne wysłał mu nie tylko kopię dokumentu uznania ojcostwa, ale także zrobioną w atelier fotografię, która przedstawiała ojca Winfreda z uśmiechniętą kobietą i niemowlęciem – Arnem. Kiedy Winfred S. przezwyciężył szok, zaprosił przyrodniego brata do siebie, a potem sam pojechał do Narviku. Kiedy jednak przy jednym ze spotkań jakiś krewny zażartował, że ojciec mógł przecież podczas służby w Rosji spłodzić inne jeszcze dzieci, zapadło pełne zakłopotania milczenie. O tym ani niemiecki, ani norweski syn nie chcieli myśleć – pisze Ebba Drolshagen w artykule „Schattendasein der Feindeskinder”, opublikowanym w Neue Zuricher Zeitung w roku 2004 (21).

Ta właśnie autorka zwraca uwagę, że potomstwo niemieckich żołnierzy było przez władze Trzeciej Rzeszy zupełnie inaczej traktowane, gdy matkami były kobiety z północy czy zachodu Europy, spełniające kryteria „rasy aryjskiej”, niż w przypadku dzieci poczętych z Polkami lub Rosjankami. Tak np. w Norwegii dzieci te były wręcz pożądane. Działała tam nazistowska organizacja Lebensborn, której zadaniem było wspieranie kobiet w rodzeniu „pełnowartościowego rasowo” potomstwa. Z dokumentów, do dziś zachowanych w Oslo, wynika, że w Norwegii narodziło się ich co najmniej 8 tysięcy – tyle w każdym razie kobiet zwróciło się do Lebensbornu o pomoc i zostało zarejestrowanych. Ebba Drolshagen przypuszcza jednak, że było ich co najmniej 12 tysięcy.

W pozostałych krajach Europy taka dokumentacja się nie zachowała. Szacunkowe dane, pochodzące z jeszcze czasów Trzeciej Rzeszy, wskazują jednak, że było to:

6 tys. w Danii

40 tys. w Belgii

50 tys. w Holandii

800 na wyspie Jersey

i są to liczby najprawdopodobniej zaniżone.

Ebba Drolshagen:

Jak mało wiarygodne to dane, pokazuje przykład Francji: podczas gdy narodowi socjaliści określili liczbę niemiecko-francuskich dzieci na 80 tys., francuski historyk Fabrice Virgili w swoich najnowszych badaniach szacuje ich liczbę na co najmniej 200 tys. Wychodząc z tego założenia dziennikarz Jean-Paul Picaper ocenia, że przynajmniej milion Francuzów – „dzieci Wehrmachtu” wraz z ich potomstwem i wnukami – ma niemieckiego przodka, który stacjonował we Francji jako żołnierz Wehrmachtu.

Nie udało mi się dotrzeć do informacji, które by określały skalę tego zjawiska w Polsce. O tym, że takie związki były – i że dzieci z nich żyją w naszym społeczeństwie – nie należy wątpić. Jak również o tym, że w niektórych przypadkach były to dzieci poczęte z miłości. Prawdopodobnie taką nadzieję mają osoby, które zgłaszają się lub piszą do rządowej agencji Deutsche Dienststelle (WASt - Wehrmachtsauskunftstelle) w Berlinie z prośbą o udzielenie informacji o biologicznym ojcu.

Piękne słowa na określenie tego, co czuje, znalazła jedna z bohaterek filmu Hartmunda Kaminskiego „Liebe in Vernichtungskrieg” („Miłość w czasach niszczycielskiej wojny”), opowiadającego o losach potomków niemieckich żołnierzy na Wschodzie. Urodzona w styczniu 1944 r., mieszkająca w Kijowie Tanja, mówi:

Jestem wdzięczna Bogu, że w czasie, gdy wszystko wkoło płonęło, gdy szalała wojna, narodziła się miłość między dwojgiem młodych ludzi, niemieckim żołnierzem i ukraińską dziewczyną. Cieszę się, że mi dali życie, że istnieję. Teraz mam dwie córki, zięcia i wnuczkę. Moje życie przechodzi zatem dalej. Mimo okropności wojny, mimo wszystkich złych doświadczeń. Miłość zwyciężyła. Miłość zawsze zwycięża. Miłość to potężna siła (22).

O tym, że jest córką Niemca, dowiedziała się Tanja jednak dopiero w wieku czterdziestu lat. Dzięki zatajeniu ciąży i uznaniu dziecka za „znajdę”, udało się jej matce uniknąć losu wielu innych kobiet w podobnej sytuacji – wywiezienia na Syberię lub kary śmierci. Płaciła za to wysoką cenę, przez cztery dekady udając, że jest dla Tanji „przyszywaną” siostrą.

Dlaczego powstała książka „Pokochałam wroga”?

Od chwili, gdy w pociągu do Niemiec wysłuchałam historii przypadkowego towarzysza podróży, minęło dwadzieścia lat. Także ja przeszłam długą drogę. Niemcy na dziesięć lat stały się dla mnie drugim domem, a moje wyobrażenia o kraju naszych sąsiadów i jego mieszkańcach bardzo się zmieniły. Gdy jechałam tam po raz pierwszy, zaraz po studiach, wychowana na podręcznikach historii pisanych jeszcze w czasach komunistycznych, widziałam świat w czarno-białych barwach, a historię II wojny światowej postrzegałam w dużej mierze przez pryzmat rodzinnej tragedii, która mojego tatę pozbawiła ojca. Żyjąc po drugiej stronie granicy, musiałam się z tym bagażem uporać, musiałam określić swój stosunek do ludzi, z którymi się na co dzień spotykałam, a z biegiem czasu – zaprzyjaźniłam.

Ślady moich własnych zmagań i przemyśleń, polegających głównie na oddzieleniu tzw. wielkiej historii oraz polityki od losów i wyborów poszczególnych osób, znaleźć można na kartach powieści „Pokochałam wroga”.

Chociaż bohaterowie i wydarzenia w niej przedstawione są owocem mojej wyobraźni, to jednak wszystko, co opisałam, mogło się wydarzyć naprawdę.

Ciekawym zamknięciem tego, co tu napisałam, może być historia jednego z kuzynów mojego taty. Jak się niedawno dowiedziałam, został on na Śląsku wcielony do Wehrmachtu, z którego szybko zdezerterował. Udało mu się trafić następnie do I Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka, wraz z którą – nosząc przybrane nazwisko Jerzy Skarżyński – brał udział w wyzwalaniu Belgii i Holandii. Po wojnie znalazł się w Londynie, gdzie… w jakiś sposób odnalazł go przyszły teść, żądając jego natychmiastowego powrotu do Belgii w „ważnej sprawie rodzinnej”. Franek Kareta nigdy do Polski nie wrócił, do końca życia mieszkał w Belgii wraz ze swoją żoną i dziećmi.


  1. Film jest dostępny na YT, a informacje na temat jego powstania znaleźć można w artykule w Newsweeku: /artpublic/bibliotheque/Pomoc_w_administracji/indeksacja_1.flv
  2. http://historia.focus.pl/polska/hanba-rasowa-zakazane-romanse-1192?strona=1
  3. http://www.sehepunkte.de/2011/11/19814.html
  4. „Osamotnienie”, str. 183.
  5. http://historia.wp.pl/title,Niemcy-bezkarnie-gwalcili-Polki-Ofiary-trafialy-do-obozow-zmuszano-je-do-prostytucji,wid,16739048,wiadomosc.html?ticaid=116559
  6. „Wśród przyjaciół i wrogów. Poza gettem w okupowanym Krakowie”, str. 118-124. Właściwe nazwiska autorów: Miriam Hochberg i Mordechaj Peleg.
  7. "Diariusz podręczny” str. 115
  8. http://poznan.jewish.org.pl/index.php/Koment.Opinie/Zycie-na-niby-czy-zycie-surowo-wzbronione.html
  9. http://cosiedziwisz.blog.pl/2011/09/18/ina-benita/
  10. http://wiadomosci.onet.pl/swiat/sypiajac-z-nazista-oblicza-prostytucji-i-zbrodnie-seksualne-w-okupowanej-polsce/c3g8xe
  11. http://www.sehepunkte.de/2011/11/19814.html
  12. http://www.deutschlandradiokultur.de/die-maer-vom-ehrenhaften-deutschen-soldaten.950.de.html?dram:article_id=139015
  13. http://www.circe-film.de/produktion/liebekrieg/expose.html
  14. http://www.circe-film.de/produktion/liebekrieg/expose.html
  15. http://www.deutschlandfunk.de/jean-paul-picaper-ludwig-norz-die-kinder-der-schande-das.730.de.html?dram:article_id=102459
  16. http://www.bpb.de/apuz/29076/kriegskinder-in-europa?p=all
  17. http://historia.wp.pl/title,Niemcy-bezkarnie-gwalcili-Polki-Ofiary-trafialy-do-obozow-zmuszano-je-do-prostytucji,wid,16739048,wiadomosc.html
  18. https://www.youtube.com/watch?v=RFbQV0_e52g
  19. http://www.nzz.ch/article9BSJX-1.201672
  20. http://www.bpb.de/apuz/29076/kriegskinder-in-europa?p=all
  21. http://www.nzz.ch/article9BSJX-1.201672
  22. http://www.circe-film.de/produktion/liebekrieg/index.html

Zobacz książkę:

Filtry