Ciąg dalszy przygód archeologa


W tym samym czasie, gdy Józia rozpoczęła służbę w domu kleparskiego masarza Jana Kołka, na dalekiej Ukrainie młody lekarz wbił łopatę w jeden ze wznoszących się tam kurhanów. W swoich Wspomnieniach o dawnych archeologach Julian Talko-Hryncewicz pisał o tym tak:

Po powrocie z zagranicy, nie chcąc za przykładem wielu kolegów podążać za chlebem do Rosji, ale pracować wśród swoich, zadowolniłem się skromnem stanowiskiem wolnopraktykującego lekarza w Zwingródce, kresowem powiatowem mieście gubernji kijowskiej. Czas wolny od zajęć zamiast poświęcać kartom, lub małomiasteczkowemu towarzystwu, spędzałem na czytaniu, a interesując się sprawami społecznemi pisałem artykuły do pism lekarskich, różnych czasopism i dzienników. Społeczeństwo miejscowe polskie, ziemianie lub dzierżawcy, pogrążone w uciechy zmysłowe i karty, nie miało żadnych wyższych aspiracyj, a liczna klasa oficjalistów rolnych i fabryk cukrowych, źle opłacana, ciągnęła swój żywot wyrobniczy z troską o jutro, z myślą o przekarmienie licznej rodziny i wychowanie dzieci. Będąc młodym, pełnym sił żywotnych, nie mogłem się zasklepić w roli prowincjonalnego lekarza. Wszystkie zjawiska społeczne i zabytki mnie interesowały. Otóż często jeździłem po pewnej drodze na połud.-zach. od Zwingródki, gdzie za miasteczkiem Ryżanówką zaciekawiły mnie i zaimponowały swoją wielkością dwa ogromne kurhany ziemne i mnóstwo pomniejszych, rozrzuconych wśród pól uprawnych. Jeden z nich największy, którego chłopi nazywali ojcem, mniejszy żoną, a inne dziećmi, postanowiłem na wiosnę 1884 r. zbadać…

20200305 091426 1 1

Ambitny lekarz przeciął wnętrze kurhanu dwoma korytarzami, prowadzącymi ze wschodu na zachód i z północy na południe. Znaleziska dawały do myślenia – były to pozostałości ogniska i baranie rogi, a także skorupy greckich amfor przykrywające szczątki koni. Na tym jednak Talko-Hryncewicz zakończył swoje wykopaliska. Czy stało się to z powodu braku środków, czy czasu, czy wreszcie rozczarowania rodzajem odkryć – tego nam nie podał.

Dopiero trzy lata później, gdy na skutek deszczów i wiosennych roztopów rozkopana część kurhanu uległa zawaleniu i odsłoniła głęboką jamę, po okolicy zaczęły krążyć niepokojące wieści. Miała się jakoby w tym miejscu ukazać ludzka czaszka w diademie, który oczywiście szybko zniknął, potem zaś z ziemi zaczęto wydobywać kolejne kosztowności. „Trzeba było najprzód ratować z rąk chłopskich rozgrabione zabytki, które choć częściowo udało się wykupić” – stwierdza archeolog-amator. Wysłał je następnie wraz z opisem do Akademii Umiejętności w Krakowie, prosząc, by w celu kontynuowania prac profesorowie przysłali mu fachowe wsparcie.

 talko_wspomnienia_2.png

Godfryd Ossowski był w tym czasie kustoszem Muzeum Starożytności AU i to do jego rąk dotarły znaleziska z Ukrainy. W lipcu został przez Komisję Archeologiczną i Antropologiczną wyposażony w budżet wysokości dwustu złotych reńskich i wydelegowany do sprawdzenia sytuacji na miejscu. We wrześniu był już w Ryżanówce i przeprowadził, jak oceniają współcześni archeolodzy, fachowe „badania ratownicze” kurhanu. W ich wyniku odkopał – wespół z Talko-Hryncewiczem – przebogaty pochówek scytyjskiej „księżniczki”, zrobił to zaś z takim profesjonalizmem, że zapewnił im obu miejsce w annałach odkryć archeologicznych.

Gdy już trafił na temat rozpalający jego wyobraźnię i zmysły, był Ossowski tytanem pracy. W ciągu dwóch miesięcy zdołał nie tylko przebadać fragment wielkiego kurhanu, ale także sporządzić dokładną mapę topograficzną innych tego typu obiektów w okolicy Ryżanówki, rozkopać jeszcze jeden kurhan w Kobrynowej oraz pojechać do Kijowa, by dokonać studiów porównawczych wydobytych z komory grobowej starożytnych monet i przedmiotów z tamtejszą kolekcją archeologiczno-numizmatyczną. Wyczerpanie środków finansowych – „zarówno akademijnych, jak i prywatnych” – a także typowo jesienna już pogoda, uniemożliwiająca prace ziemne, zmusiły go do powrotu do Krakowa.

ryzanowka_1.png

Część zabytków wysłał pocztą, a najcenniejsze przywiózł osobiście. Podzielił je na trzy grupy: ozdoby należące do stroju zmarłej, naczynia i sprzęty złożone tuż przy zwłokach oraz przedmioty ustawione osobno, przy wejściu do krypty grobowej. Szybko też przystąpił do opracowania materiałów i opublikował rezultaty swych badań. Jak napisał prof. Jacek Rydzewski, jakość tej pracy i jej nowatorstwo budzą uznanie do dziś:

Od strony archeologicznej należy docenić wszechstronność omówienia badań ryżanowskich, zawierającego szczegółowy opis położenia topograficznego kurhanów między Ryżanówką a Kobrynową (szczegółowa mapa będąca dziełem Ossowskiego), omówienie problematyki geologicznej w miejscu położenia kurhanu, niezwykłą drobiazgowość przy analizie materiału zabytkowego, wysoki poziom materiału ilustracyjnego (…) oraz wielką wiedzę autora dotyczącą zagadnień kultury scytyjskiej. Ponadto praca zawierała dane wynikające ze specjalistycznych analiz antropologicznych, paleozoologicznych i metaloznawczychryzanowka_3.png

Ossowski liczył, że to jeszcze nie koniec i że dane mu będzie przeprowadzić dalsze kompleksowe badania. Choć jednak przyjechał do Ryżanówki na wiosnę następnego roku, nie udało mu się pozyskać środków na kontynuowanie tego przedsięwzięcia. Natomiast rozgłos, jaki szukając sponsora obaj z Talko-Hryncewiczem nadali temu odkryciu, pociągnął za sobą wielce przykre dla obydwu konsekwencje. Sprawą wywiezienia cennych zabytków poza granice Rosji zainteresowała się mianowicie carska policja.

Ponieważ miałem zapytanie urzędowe przez policję, co wykopałem i dokąd zostały skierowane znalezione przedmioty, dałem wymijającą odpowiedź, że o niczem nie wiem, lecz jednocześnie, dowiedziawszy się, że przyjechał z Petersburga do swego majątku Smiły, niedaleko Zwingródki, hr. Aleksy Bobrinskij, prezes Cesarskiej komisji archeologicznej z władzą obszerną kuratora państwowych zabytków archeologicznych, po porozumieniu się z Ossow., pojechałem do niego, opowiedziałem mu całą prawdę o wykopaliskach ryżanowskich i zawiozłem w darze wspaniałe wielkie kartony fotografij szubertowskich z Krakowa. Niestety, to zamiast poprawić sytuację, pogorszyło ją. Bobrinskij w owym czasie wydał swój wielki opis rozkopanych kurhanów w okolicach Smiły, ofiarował mi egzemplarz, mówiąc z zazdrością: „szczęśliwy pan jesteś, pierwszy raz przystąpiłeś do badań i tak ci fortuna dopisała. Ja, co tyle pieniędzy i czasu zatraciłem, nic podobnego nie znalazłem (…)”

Po jego wyjeździe znowu zaczęły się indagacje policyjne i dopytywania o Ossow. z rozporządzenia gubernatora, znowu dawałem zbywające odpowiedzi, a w noworocznym numerze 1889 urzędowej gazety „Kijewlanin” wydrukowano felieton „Pochód agronautów po złote runo”, opisujący przybycie austrjaków, którzy za pośrednictwem miejscowego lekarza wywieźli złote runo wtenczas, kiedy urzędnicy grali w karty i obgadywali się wzajemnie, a policja dobrodusznie wszystkiemu się przypatrywała.

Nie pomogły listy, słane przez pana Juliana do hrabiego Bobrinskiego, przewodniczącego Imperatorskiej Komisji Archeologicznej w Petersburgu, na które nie otrzymywał odpowiedzi. Gdy zaś z polecenia gubernatora Kijowa Talko-Hryncewiczowi wytoczono proces o ograbienie małoletniego właściciela dóbr ryżanowskich (zresztą prywatnie jego kuzyna), Aleksiej Bobrinski zeznawał w sądzie jako świadek i wycenił nawet wartość znaleziska na siedem i pół tysiąca rubli. W razie przegranej, musiałby biedny lekarz zwrócić poszkodowanemu trzykrotną wartość zagrabionego mienia! Na szczęście opiekunowie prawni kuzyna wydali oświadczenie, że wiedzieli o dokonanej na rzecz Akademii Umiejętności darowiźnie i nie mają o to pretensji. Sprawa została umorzona, jednak jeszcze w tym samym roku w Rosji zostało zmienione prawo. Dotąd na gruntach prywatnych można było swobodnie prowadzić badania archeologiczne, a nawet wywozić znaleziska za granicę. Teraz wprowadzono obowiązek uzyskania na to urzędowej zgody.

Godfryda Ossowskiego, prócz wspomnianych wyżej nieprzyjemności, spotkały jeszcze inne upokorzenia. W Krakowie pojawiły się plotki i insynuacje, jakoby nie ofiarował, ale sprzedał ukraińskie znaleziska Akademii Umiejętności za pokaźną sumę pieniędzy. Dotknięty tymi pomówieniami naukowiec wyjechał do swojego majątku w Żytomierzu, skąd następnie nie mógł wrócić do Galicji, gdyż skończyła mu się ważność paszportu, a bojąc się po aferze ryżanowskiej zwrócić na siebie uwagę carskiej administracji, długo nie wnioskował o nowy paszport. Do Krakowa powrócił dopiero w roku 1891, lecz na krótko, obejmując znowu stanowisko kustosza Muzeum Starożytności AU.

ryzanowka 2

Julian Talko-Hryncewicz nazywał Ossowskiego „istnym epikurejczykiem”. „Pamiętam słowa Ossowskiego, które żartobliwie przypisywał Kirkorowi, a które całkowicie mogły być przystosowane do jego osoby, że dobry archeolog powinien lubić dobre wino, dobre cygaro i piękną kobietę” – wspominał.

Nie wiadomo, czy to epikurejskie podejście do życia, czy też nieszczęśliwy splot okoliczności sprawiły, że ten wybitny i bardzo uzdolniony badacz nie tylko nie spotkał się z należnym uznaniem, ale wręcz popadł w bankructwo. Talko-Hryncewicz opisał, jak do tego doszło:

W Krakowie, jak mi mówił, żadnego stałego uposażenia przy jego „szerokiej naturze” nie miał, bo, zdaje się, pobierał około paruset guldenów rocznie, jako kustosz zbiorów prehistorycznych w Akademii, na badania archeologiczne otrzymywał wprawdzie drobne subsydja, lecz tak szczupłe, że musiał dokładać z własnej kieszeni, sprzedając place i domy, które posiadał w Żytomierzu.

Muszę tu dla wyjaśnienia jeszcze wtrącić, że gulden, zwany także florenem albo złotym reńskim, był srebrną monetą i podstawowym środkiem płatniczym w cesarstwie Austro-Węgierskim. W czasach, o których mowa, wykładowca uniwersytecki zarabiał w Krakowie półtora tysiąca złotych reńskich rocznie, profesor zwyczajny zaś, z długim stażem i różnymi przysługującymi mu dodatkami, od dwóch do trzech tysięcy. Zapaleniec Ossowski w porównaniu do osób stale zatrudnionych na państwowych etatach był więc biedakiem, a że swoje wyprawy odkrywcze i wykopaliska prowadził z dużym rozmachem, źle się to miało dla niego skończyć. Już przy pierwszej bytności w Zwingródce w roku 1887 skarżył się Talko-Hryncewiczowi:

Narzekał bardzo na klerykalizm i stosunki krakowskie, które malował w czarnych barwach. Z Kopernickim, z którym był początkowo blisko, teraz się rozszedł. Śmiał się z jego przystosowania się do zacofanych krakowskich kołtunów, że udaje nabożnisia i jest faryzeuszem. Był właśnie wówczas Ossowski pod świeżem wrażeniem nieprzyjemnego incydentu, jaki go spotkał. Skutkiem częstego przejazdu przez granicę rosyjską przy badaniach jaskiń ojcowskich został podejrzany przez policję krakowską, jako rosyjski poddany, o szpiegostwo i kiedy wrócił z Ojcowa policja wpadła do jego mieszkania, przerzuciła jego całą ruchomość, wiele papierów wywiozła a jego aresztowała tak, że dzień cały musiał przesiedzieć na policji i tylko za interwencją prezesa Akademji, J. Majera, został uwolniony. Przypisywał to niechęci ku sobie galicjan i denuncjacjom, ażeby go z Krakowa wydalić. Wypadkiem tym był bardzo poirytowany. Niezawodnie, że ludzie niechętni Ossowskiemu skorzystali z tego, ażeby rzucić na niego pewne podejrzenie, co zaszkodziło mu na opinji, i ta wersja zmyślona utrzymała się aż po jego śmierci. W rzeczywistości, dla zaskarbienia sobie względów władz pogranicznych rosyjskich przy przejazdach do Ojcowa, Ossowski przewoził im od czasu do czasu butelkę tokaju, lub robił inne grzeczności, a będąc towarzyskim, parę razy w ich kompanji się zabawił, mógł podhumorzony łajać porządki austrjackie, a może i galicyjskie. Jeżeli tu była jakaś wina Ossowskiego, to tylko nietaktowność. Niesłuszne też było podejrzewanie Ossowskiego w Wiedniu o sfałszowanie zabytków jaskiniowych, co później się wyjaśniło, a wszystko to szkodziło dobrej jego sławie i utrudniało potem jego położenie w Krakowie w kołach naukowych i towarzyskich.

Z braku środków do życia, a może i z powodu innych spotykających go szykan, musiał w końcu Ossowski opuścić Kraków i udać się w głąb Cesarstwa Rosyjskiego, którego zresztą ciągle był poddanym. W trudnym momencie życia pomocną dłoń podał mu Talko-Hryncewicz:

Kiedym się znalazł na dalekich krańcach wschodnich, pisał do mnie Ossow. z Krakowa, narzekając na ciężkie materjalne położenie, że praca archeologiczna pochłonęła cały jego fundusz, prosząc, abym mu wyrobił gdzie bądź na Syberji najlichszą jakąś posadę, którą gotów byłby zająć. Ponieważ bliski stosunek mnie łączył z gubernatorem niegdyś tobolskim, a potem długie lata członkiem komitetu Min. Spraw Wewn. w Petersburgu, zacnym naszym ziomkiem Aleksandrem Despotą-Zenowiczem, gotowym zawsze i wszędzie pomóc rodakom, zacząłem kołatać do niego. Ówczesny gubernator Tomski szwed Tobisen, współczujący zadaniom nauki, dał Ossowskiemu posadę majstra drogowego, właściwie synekurę, na której mógł swobodnie naukowo pracować dla badania kraju, z płacą roczną 1,200 rubli, pobierając oprócz tego subsydjum na rozjazdy i badania. Na posadzie tej Ossow. przebył lat pięć (1892-1897), choć okres syberyjski nie przysporzył mu nowych wawrzynów. Żył tylko przeszłością…

Smutny to obraz, ale chyba nie do końca prawdziwy. Z innej nieco perspektywy opisuje spędzone na Syberii ostatnie lata życia Godfryda Ossowskiego prof. Jan Chochorowski w artykule poświęconym temu „niespokojnemu duchowi XIX-wiecznej archeologii”. Po przyjeździe na miejsce miał się pan Godfryd zaprzyjaźnić z prof. S.K. Kuzniecowem, dyrektorem Biblioteki Imperatorskiego Uniwersytetu w Tomsku. Obracał się też w towarzyskim kręgu polskich uczonych zatrudnionych na tej uczelni oraz inżynierów i techników sprowadzonych do budowy Kolei Transsyberyjskiej. Już w kilka tygodni po przyjeździe na posiedzeniu miejscowego Towarzystwa Przyrodników i Lekarzy wygłosił odczyt: O jaskiniach południowo-zachodniej Rosji i Galicji.

Wraz z przybyciem moim naczelnik miejscowej inżynieryi drogowej, rodak nasz, p. Zaranek, postarał się naprędce o polecenie mi wyszukania pokładów żwiru dla traktowej drogi herbacianej oraz źródeł wodnych dla miasta. Od miejscowego Towarzystwa przyrodników i lekarzy, w którem jest także wielu Polaków spodziewam się także jakiegoś polecenia geologicznego, co wszystko razem umożliwi mi w zupełności ałtajską wędrówkę moją

pisał Ossowski w liście do dr. Józefa Majera, swojego największego protektora i przyjaciela z krakowskiej Akademii Umiejętności.

Przyrodnicy powracający na zimę ze swych stanowisk w górach Ałtaj zainteresowali go bowiem opowieściami o tamtejszych jaskiniach, kopalniach złota oraz szybach pozostałych po wydobyciu miedzi w epoce brązu. W latach 1893 oraz 1894 podjął zatem eksplorację w rejonie Barnaułu i Alejska, a także w dolinie rzeki Czarysz. Rozkopał również – jak podaje prof. Chochorowski – kilka kurhanów koło sioła Szigarka nad rzeką Jaje, nic jednak nie znalazł. Rok później podobnym fiaskiem skończyły się jego poszukiwania w siedmiu średniowiecznych kurhanach nad jeziorem Myszajły, które badał z upoważnienia i za pieniądze Imperatorskiej Komisji Archeologicznej, tej samej, przed którą wcześniej długo się ukrywał.

Inaczej rzecz się miała z pracami przyrodniczymi, podejmowanymi przezeń na zlecenie gubernatora Tomska. Godfryd Ossowski zaczynał swą naukową karierę nie jako archeolog, ale mineralog, geolog i kartograf o wielkich talentach plastycznych. Opiekunem i duchowym ojcem samouka był Anastazy Rogowicz, profesor Uniwersytetu Kijowskiego. Od niego miał pan Godfryd dostać kompas, z którym nie rozstawał się do końca życia. Umiejętności rysowania map doskonalił też być może w wojsku rosyjskim, w którym dosłużył się stopnia podporucznika. Tak czy owak, wszystkie te umiejętności bardzo mu się przydały w wypełnianiu obowiązków, jakie podjął na Syberii. O tym, że był profesjonalistą świadczy fakt, że na wydane przez niego w roku 1895 opracowanie Geo-hydrologiczne badania Baraby, ciągle jeszcze mają się powoływać w swoich pracach rosyjscy badacze.

20200305 091739 1 1

Dwa ostatnie lata życia nasz bohater spędził na intensywnym rozpoznaniu hydrograficznym i geologicznym słabo uwodnionych ziem w okręgu tomskim i mariinskim, które miały być przeznaczone pod osadnictwo. Został również powołany do komisji projektującej osuszanie i nawadnianie terenów pod zasiedlenie na wschód od Barabińska oraz w komisji powołanej w celu przeprowadzenia kanalizacji Tomska.

Godfryd Ossowski miał więc ręce pełne roboty, ale niespokojnych duch i ambicja ciągle pchały go dalej. Nie zrezygnował z wykopalisk, korzystając z dotacji Imperatorskiej Komisji Archeologicznej, które – jak pisze prof. Chochorowski – „skrzętnie rozliczał”. Wysyłał też sprawozdania, publikowane potem w Otchetakh Arkheologicheskoj Komisii. Niedługo przed śmiercią prowadził na zlecenie komisji badania w grupie pięciu kurhanów tagarskich nad rzeką Ubienką. Pracy tej już nie dokończył. Umarł nagle z powodu komplikacji wywołanych przez tyfus i jednoczesne zapalenie płuc. Jego śmierć była dla wszystkich wielkim zaskoczeniem. Profesor Kuzniecow sam zajął się pogrzebem i wygłosił nad trumną pożegnalną mowę.

Oczekiwaliśmy od ciebie jeszcze nowych prac i nowych odkryć. Twoje nagłe odejście, jestem pewien, wywoła powszechny i nieudawany żal u wszystkich przyjaciół nauki: w Petersburgu i Wiedniu, w Paryżu i Pradze, w Krakowie i Turynie, gdzie towarzystwa naukowe w różnym czasie uhonorowały cię medalami i zaszczytnymi dyplomami za twoje wysiłki. Natrudziłeś się bardzo, drogi Gotfrydzie Osipowiczu. Śpij spokojnie wiecznym snem i niech twój duch znajdzie uspokojenie…

Nasz bohater pochowany został na cmentarzu luterańskim w Tomsku, na próżno jednak dziś szukać jego grobu.

Luterański cmentarz w Tomsku istnieje już tylko w świadomości historyków – kończy swój artykuł biograf Godfryda Ossowskiego. – Został zniszczony w gorączce porewolucyjnych porządków w Rosji Sowieckiej. Nie wiadomo zatem, czy i jakie epitafium znalazło się na grobie (...) Może powinno brzmieć:

Wybitny polski uczony – technik drogowy syberyjskiego traktu pocztowego!

 

Źródła cytatów oraz ilustracji:

J. Talko-Hryncewicz, Z moich wspomnień o dawnych archeologach, Wiadomości Archeologiczne, t. VIII, 1923,

J. Rydzewski, Zabytki z wielkiego kurhanu ryżanowskiego w zbiorach Muzeum Archeologicznego w Krakowie, Materiały Archeologiczne, XLI, 2016,

J. Chochorowski, Godrfyd Ossowski (1835-1897) – niespokojny duch XIX-wiecznej archeologii, w: M. Rybicka, M. Rzucek, Nasi mistrzowie, Rzeszów, 2017.

Ryżanówka w powiecie zwingodzkim to obecna Ryzhanivka, rajon Zvenigorodka.

Filtry