Dn. 19 czerwca b.r. w sądzie karnym we Lwowie przed ławą przysięgłych odbyła się rozprawa z powodu prywatnej skargi, wniesionej przez dr. Gaika przeciw p. Stanisławowi Witkiewiczowi o „obrazę czci” i rozszerzanie „szkodliwych a z prawdą niezgodnych widomości i insynuacyj”, umieszczonych na stronie 37, 38 i 39 broszury „Bagno”. Oskarżenie opiera się na §. 491 ustawy karnej.
Przewodniczy sądowi prezydent Przyłuski, jako wotanci zasiadają radcy Kube i Nitarski. Przysięgłymi są (…)

Dr. Gaika zastępuje adwokat dr. Aszkenazy; p. Witkiewicza bronią adwokaci dr. Grek i dr. Sołowij.
Przewodniczący odczytuje akt oskarżenia, w którym kładzie się specyalny nacisk na to, że w odpowiednim ustępie „Bagna” nie tylko pomawia się dr. Gaika o złe przymioty jako człowieka i lekarza, ale nadto zarzuca mu się świadomą złą wolę przez narażenie na szwank życia człowieka. Następnie odczytanym zostaje inkryminowany ustęp z „Bagna”, poczem przewodniczący udziela głosu oskarżonemu, panu Stanisławowi Witkiewiczowi.
Na sali, która stopniowo zapełnia się publicznością, znać wielką uwagę i skupienie zarówno ze względu na osobę Witkiewicza, jak i na charakter obchodzącej wszystkich sprawy. Im dalej mówi Witkiewicz, tem bardziej skupienie rośnie, a gdy po 2 ½ godzinach mówić przestaje, publiczność odruchowo zaczyna klaskać, choć w sali sądowej wszelkie oznaki zadowolenia lub niezadowolenia ze strony publiczności są niedopuszczalne. Oklaski te powtórzyły się później raz jeszcze po jednem z krótszych przemówień oskarżonego, tak że przewodniczący musiał nawet zagrozić, że salę opróżni; zato oklaski zamieniły się w formalną burzę i owacyę po skończonej rozprawie, gdy o godzinie 11 ½ w nocy ogłoszony został wyrok przysięgłych…
Niewiele brakowało, by bohaterka mojej powieści Józia (już wówczas Strumiłłowa) zasiadła w ławach dla publiczności i wzięła udział w procesie! Była wówczas na etapie poszukiwań swego biologicznego ojca, o którym wiedziała tylko tyle, że malował obraz Matki Boskiej w mnikowskich skałach. Ktoś kiedyś – błędnie – podał w przewodniku po Krakowie, że twórcą tym jest Walery Eljasz-Radzikowski. Syn zaś pana Walerego, Stanisław Eljasz-Radzikowski, był przez dwa lata lekarzem klimatycznym w Zakopanem i jednym z bohaterów Witkiewiczowskiego „Bagna”. Gdyby zatem Józia spotkała go wówczas na sali sądowej we Lwowie – w roli chociażby świadka obrony – mogłaby przypuszczać, że patrzy na swojego przyrodniego brata…
Do takiego spotkania jednak nie doszło, nie tylko dlatego, że oskarżony Stanisław Witkiewicz bronił się sam. Z powodu mnogości wątków, które musiałam pozamykać w ostatnim tomie „Wydziedziczonych”, zmuszona byłam zrezygnować z epizodu związanego z procesem i usunąć go z książki. Nic straconego, jak się okazało. Powieść dzięki temu zyskała na spójności, ja zaś mogę teraz opowiedzieć tę ciekawą historię od początku, poświęcając jej znacznie więcej miejsca. Co niniejszym czynię. Niedrukowany fragment „Tajemnic z przeszłości” opowiadający o wizycie Strumiłłów we Lwowie oraz nieco więcej faktów dotyczących afery, jak rozpętała się wokół „Bagna” zamieszczam w zakładce INSPIRACJE do sagi „Wydziedziczone”.
A choć zostało jeszcze mnóstwo interesujących tematów związanych ze światem, w którym żyła Józia Lipianka i jej bliscy, ja postanowiłam już się pożegnać z tamtą rzeczywistością i jej bohaterami. Tym wpisem pragnę zakończyć cykl historycznych gawęd, nad którymi pracowałam przez ostatnie miesiące. Może kiedyś jeszcze wrócę do tamtej epoki i ludzi… kto wie? Na razie będę się tu pojawiać z wpisami na tematy dużo bardziej współczesne, jednak większość mego czasu i zapału zamierzam poświęcić nowej książce, której treść na początku roku zaanonsowałam w zakładce ZAPOWIEDŹ. Gdy tylko będę miała jakieś wiadomości dotyczące terminu ukazania się powieści, jej tytułu czy wydawcy, na pewno się nimi podzielę. Na razie wszystkim życzę pięknej i złotej jesieni. To moja ulubiona pora roku… Mam nadzieję, że uda mi się intensywnie i twórczo wykorzystać nadchodzące miesiące :)
